Zabierałam się do tego jak pies do jeża, ale wreszcie się odważyłam ;). Na pierwszy ogień poszła stara owcza wełna w naturalnym kolorze. Na czymś w końcu trzeba się uczyć, a w razie kompletnej klapy strata nie byłaby taka dotkliwa ;)).
Efekt końcowy okazał się kompletnie różny od zamierzonego, ale gdy się już z nim nieco oswoiłam, to nawet zaczęła mi się ta wełna podobać :). Zamiast niebieskości z odrobiną zieleni, mam wiosenne zielenie z odrobiną niebieskiego :)). Aparat te niebieskości jakoś widzi, moje oko widzi głównie melanż zieleni ;)).

Po przewinięciu w kłębki wygląda nieco lepiej :)

No ale nie byłabym sobą, gdybym od razu nie wypróbowała jak się te kolory układają w robótce. Dzięki temu mam już jedną skarpetkę. Druga do pary powstanie wkrótce :).

Muszę przyznać, że skarpetka mi się podoba! Tak więc wełna się nie zmarnuje, a ja - mimo pewnego niepowodzenia - sporo się przy tym nauczyłam :)). Wiem już jakie błędy popełniłam i postaram się je wyeliminować następnym razem. Przede wszystkim jednak, oswoiłam się nieco z tym procesem i już mnie tak to farbowanie nie przeraża ;)). Będą więc kolejne eksperymenty! Tym razem do gara powędruje czesanka. Już jestem ciekawa co mi z tego wyjdzie ;)).
Udanego weekendu Wam życzę :).