poniedziałek, 31 stycznia 2011

Saphire

Chyba polubię poniedziałki :). Dzisiaj pani listonoszka przyniosła mi przesyłkę, w której była cudna włóczka od Laury.


Włóczka jest śliczna - 100% wełny corriedale, ręcznie przędziona 2 ply, w pięknym niebieskim kolorze. Zdjęcia jak zwykle nie ukazują prawdziwego koloru włóczki, chociaż wyszłam nawet na balkon w celu zrobienia fotek :(.
Bałam się troszkę czy włóczka nie będzie zbytnio podgryzać, ale nie jest tak źle - spokojnie wytrzymuję :). W ręce w ogóle mnie nie gryzie, leciutkie podgryzanie czuję jedynie na szyi (widać tam mam najwrażliwszą skórę), ale ponieważ nie zamierzam przerabiać jej na golf, więc nie ma to znaczenia :). Jak zdążę to jeszcze dzisiaj przewinę ją, bo już mnie korci, żeby zacząć z niej dziergać :).
I jeszcze specjalna dedykacja dla Lucynki - moja lniana serweta, którą wyhaftowałam kilka lat temu:


Jest na niej co prawda inny motyw niż na obrusie, o którym pisałam, ale też mi się podoba :). No i w przeciwieństwie do obrusa serweta była często używana :). Jak uda mi się kiedyś obfocić obrus, to też wrzucę zdjęcia :).
Miłego dnia Wam życzę, a ja zabieram się za przewijanie mojej nowej włóczki :).

niedziela, 30 stycznia 2011

Papierowa wiklina

Ponieważ kolejna chusta dzierga się powolutku i nie mam chwilowo nic nowego do pokazania, pokażę coś, czym zajmowałam się jakieś 3 lata temu. "Wciągnęła" mnie wówczas papierowa wiklina :). Surowca - czyli makulatury :) - wokół był dostatek, dzięki czemu miałam na czym się uczyć :). Pierwszy wypleciony przeze mnie koszyk był tak pokraczny, że skończył żywot w koszu na śmieci. Następne były już znacznie lepsze i kilka z nich służy mi wiernie do dzisiaj :), a część porozdawałam w prezencie (z tego co wiem, niektóre z nich nadal są w użyciu).
Oto kilka moich koszyków:

Jak widać - puste nie stoją ;))
Popełniłam też jeden prostokątny koszyk - wyszedł nieco krzywy, ale też wykorzystuję go do przechowywania różnych drobiazgów.

Zastanawiam się, czy kiedyś jeszcze nie wrócić do papierowej wikliny. Jest to świetny sposób na zagospodarowanie niepotrzebnych gazet i zapanowanie nad drobiazgami :).
Miłej niedzieli :)

niedziela, 23 stycznia 2011

Kolejne broszki

Oto czym się zajmowałam w ostatnim czasie

To ostatnia partia - w sumie zrobiłam ich 10, ale poprzednim nie zdążyłam zrobić zdjęcia. Pogoda zresztą była taka paskudna, że i tak nic by z tego nie wyszło, a teraz są już u nowych właścicielek i mam nadzieję, że sprawiają im radość.
Te ze zdjęcia też już są spakowane i jutro zostaną wysłane do przyszłej właścicielki. Mam nadzieję, że spełnią jej oczekiwania :)
Na razie mam serdecznie dosyć filcowania różyczek - muszę trochę od nich odpocząć, ale pewnie kiedyś jeszcze jakieś zrobię :). Teraz muszę sprawdzić czy mi druty nie zardzewiały z bezczynności ;), no i maszyna do szycia też wkrótce pójdzie w ruch :).
Pozdrawiam Was ciepło w ten mroźny, zimowy wieczór :)

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Kurki

Ależ mnie dziś spotkała przemiła niespodzianka! Ledwie zdążyłam zjeść obiad, a tu dzwonek do drzwi. I to nie taki normalny, ale natarczywy, jak na alarm prawie. Poszłam otworzyć, a za progiem listonosz (a raczej pani listonoszka) z przesyłką dla mnie :). A w środku były przecudnej urody kurki od Kankanki. Póki jeszcze było trochę dziennego światła zrobiłam im zdjęcie:


No czyż nie są cudne? Aniu sprawiłaś mi nimi ogromną radość. Cieszę się z nich jak dziecko :). Dzisiaj jeszcze stoją na stoliku obok mojego łóżka i tam pewnie będą spały, ale już jutro znajdą swoje miejsce w kuchni :). Z pewnością będę ich używała bo .... one same pchają się w ręce :). I ilekroć na nie spojrzę pomyślę ciepło o Tobie :). Bardzo, bardzo dziękuję :)).

niedziela, 16 stycznia 2011

Znowu filc ...

I znowu filcowe kwiaty, jednak tym razem nie róże :).
Ale po kolei. Odwiedziła mnie wczoraj Poohatka. Przy kawie, herbacie i słodkościach spędziłyśmy bardzo przyjemnie i twórczo dzień :). Kasia uczyła mnie filcowania na mokro. Efektem tej nauki były dwa kwiaty. Pierwszy powstał grafitowy z dodatkiem szarości - chyba zainspirowała mnie wczorajsza pogoda ;). Krzywy okrutnie i niepodobny do żadnego znanego mi kwiatka - mąż stwierdził, że to chyba jakiś bardzo egzotyczny okaz, bo niczego podobnego wcześniej nie widział ;)).
Oto on:

Efekt mnie nieco podłamał - nie tego oczekiwałam. Postanowiłam jednak spróbować jeszcze raz, nieco innym sposobem. Tym razem w użyciu była czesanka w dwóch odzieniach fioletu. A efekt? Też bardzo daleki od ideału, ale podoba mi się troszkę bardziej :)

Wiem już jedno - w dziedzinie filcowania na mokro jeszcze baaaardzo dużo muszę się nauczyć :).
Pocieszam się tym, że przecież nie od razu Kraków zbudowano, a dziewczyny, które tworzą cuda z filcu też kiedyś zaczynały od nie zawsze udanych projektów :).
Najważniejsze jednak, że spędziłam bardzo przyjemnie wczorajszy dzień, bawiłam się świetnie i naładowałam swoje akumulatory. Bardzo Ci Kasiu za to dziękuję :)).
Miłego wieczoru Wam życzę :))

sobota, 8 stycznia 2011

Mother's love

Tak - o ile dobrze pamiętam - nazywał się ten wzór. Wyhaftowałam go kilka lat temu, gdy jeszcze wzrok pozwalał mi na zabawę z krzyżykami. Obraz wyszedł całkiem spory: 30 x 41 cm. To największe z moich haftowanych dzieł :).

Teraz niestety mogę haftować już tylko przy dobrym, dziennym świetle :(. Trochę już mnie do igły i nitki ciągnie, więc pewnie gdy dni staną się dłuższe sięgnę po jakiś hafcik :).
Na razie zaczęłam kolejną chustę (pewnie sporo czasu upłynie zanim ją skończę) i filcuję kolejne różyczki :). Dobrze, że mam trochę takich archiwalnych prac - może blog mi pajęczyną nie zarośnie, zanim stworzę coś nowego ;))).
Miłego weekendu Wam życzę :)