Włóczka jest śliczna - 100% wełny corriedale, ręcznie przędziona 2 ply, w pięknym niebieskim kolorze. Zdjęcia jak zwykle nie ukazują prawdziwego koloru włóczki, chociaż wyszłam nawet na balkon w celu zrobienia fotek :(.
Bałam się troszkę czy włóczka nie będzie zbytnio podgryzać, ale nie jest tak źle - spokojnie wytrzymuję :). W ręce w ogóle mnie nie gryzie, leciutkie podgryzanie czuję jedynie na szyi (widać tam mam najwrażliwszą skórę), ale ponieważ nie zamierzam przerabiać jej na golf, więc nie ma to znaczenia :). Jak zdążę to jeszcze dzisiaj przewinę ją, bo już mnie korci, żeby zacząć z niej dziergać :).
I jeszcze specjalna dedykacja dla Lucynki - moja lniana serweta, którą wyhaftowałam kilka lat temu:
Jest na niej co prawda inny motyw niż na obrusie, o którym pisałam, ale też mi się podoba :). No i w przeciwieństwie do obrusa serweta była często używana :). Jak uda mi się kiedyś obfocić obrus, to też wrzucę zdjęcia :).
Miłego dnia Wam życzę, a ja zabieram się za przewijanie mojej nowej włóczki :).